OLENA – „...w świetle gwiazd...” [RECENZJA]
Funkcjonowanie pod skrzydłami dużej wytwórni fonograficznej ma swoje plusy, jak też minusy. Z reguły muzycy podpisujący kontrakty z czołowymi wydawnictwami mogą liczyć na spore wsparcie promocyjne w postaci występów w popularnych programach telewizyjnych i internetowych (i nie tylko tych, emitowanych w porannym paśmie), ale również łatwiej jest im zaistnieć na antenach ogólnopolskich rozgłośni radiowych. Rozpoznawalność stanowi kluczowy element w każdej branży. W muzyce jest ona o tyle istotna, że określa pozycję wykonawcy na rynku i zapewnia mu korzystniejsze dochody m.in. z tantiem (jeśli w dużej mierze odpowiada za autorstwo wykonywanego repertuaru) czy z zakupionych przez fanów biletów na koncerty. Niestety, związanie się z wytwórnią w wielu przypadkach wiąże się z pewnymi ograniczeniami i presją w kwestii pisania utworów. Na przestrzeni kilku ostatnich lat coraz bardziej powszechny wśród zespołów i wokalistów staje się trend „działania na własną rękę”. Dzisiaj już nie tylko raperzy, ale częściej także formacje i soliści zakładają swoje labele, dzięki czemu, jak podkreślają w rozmowach, zyskują wolność artystyczną. Tego typu podmioty są niezależne jeśli chodzi o tworzenie muzyki, jednak muszą zawiązywać umowy dystrybucyjne z majorsami, by ich katalogi mogły zostać dostarczone do serwisów cyfrowych, a egzemplarze fizyczne do sieci sprzedaży stacjonarnej i wysyłkowej. „... w świetle gwiazd…” to tytuł debiutanckiej płyty Oleny (Oleny Szczepaniak), artystki, która postanowiła budować karierę solową na własnych zasadach.

Krążek ukazał się 5 czerwca br. i składa się z 10 piosenek. Olena odpowiada na im za wszystkie teksty, jest współautorką większości kompozycji i aranżacji. W procesie twórczo-produkcyjnym wsparli ją Jakub Wojciechowski i Andrzej Fonai Pieszak. Podstawą premierowego materiału są obecne niemal w każdym z nagrań partie skrzypiec, zagrane przez Olenę, która ukończyła Łódzką Akademię Muzyczną. Usłyszeć je można m.in. w czterech z pięciu dotąd ogłoszonych singli tj. „Ukradłeś Serce”, „Mów Do Mnie” „Echo” i „Stan Nieważkości”. Instrumentarium smyczkowe nadało płycie baśniowego charakteru, zaznaczającego się w przejmujących harmoniach. Kolejnym atutem zaprezentowanego zestawu jest jego spójna stylistyka. Od pierwszego do ostatniego utworu słuchacz ma do czynienia z pewną formą, opartą na emocjonalnym przekazie, analogowym brzmieniu – momentami wzbogacanym delikatną elektroniką – i głębi, która wciąga do unikatowego świata Oleny. Świata pełnego spokoju i autentyczności. Motywem przewodnim w warstwie lirycznej jest miłość, głównie ta szczęśliwa. Ta tematyka dominuje zwykle w balladach, których na „...w świetle gwiazd…” pojawiło się wiele. Mowa tu o „Running Free”, „Letni Deszcz”, „Losing My Breath” i „Serce Na Dłoni”. Z pewnością część z nich idealnie sprawdziłaby się w roli tła dla pierwszego tańca czy innych widowiskowych choreografii.
Dźwięki zaproponowane przez Olenę relaksują, koją, a nawet hipnotyzują. Zwłaszcza w transowym „Losing My Breath” – można odpłynąć. Wbrew dotychczasowym opisom, album nie został całkowicie pozbawiony dynamiki. Odnaleźć ją można w „Ukradłeś Serce”, „Pokonam Siebie” oraz „Jestem”. Pomimo szybszego tempa, przywołane tytuły nie atakują odbiorcy nachalną obecnością gitar czy syntezatorów. To bardzo wyważone połączenie klasyki z energetycznym pazurem. I chociaż skrzypce zdominowały wachlarz instrumentalny wykorzystany do napisania muzyki na „...w świetle gwiazd...”, to w połączeniu z minimalistycznymi konfiguracjami perkusji, pianina czy instrumentów dętych, brzmią niezwykle klimatycznie i wyjątkowo. Wsłuchując się w te dźwięki można stwierdzić, że stworzone aranżacje z powodzeniem mogłyby budować soundtrack dobrego filmu. Pierwszoplanowy wokal fenomenalnie dopełniają chórki, zaśpiewane także przez Olenę, której barwa głosu, nie jest do podrobienia.
„... w świetle gwiazd…” to przemyślany i jasno zdefiniowany album. Olena dzięki niemu daje się poznać zarówno jako utalentowana instrumentalistka, tekściarka, jak i wokalistka. Śmiało można powiedzieć, że ta młoda artystka ma na swoim koncie bardzo udany debiut! Jej artystyczna wizja i wyraz nie tylko mogą zaspokoić gusta wymagającego melomana, ale także przyciągnąć uwagę producentów filmowych, poszukujących świeżych autorów ścieżek dźwiękowych. „...w świetle gwiazd…” to również niepodważalny dowód na to, że urzeczywistnienie marzenia o wydaniu własnej płyty jest w zasięgu ręki, tylko trzeba tego chcieć, mieć pomysł i być konsekwentnym w swoich działaniach.
Ta muzyka pozwala odetchnąć.
Ocena: 5.0/5.0
Autor: Marek Chwedczuk